Kiedyś, kiedy jeszcze byłam pełna smutku i żalu, kiedy depresja była moją codziennością, zastanawiałam się jak to jest wyzbyć się wszelkich złych myśli, zapomnieć o ranach i normalnie żyć. Przez okaleczanie się przez kilka lat nie chodziłam na baseny, nie nosiłam krótkich spódnic i sukienek, nie pokazywałam się nago, pół-nago, ćwierć-nago...
Aż do pewnego momentu!
W te wakacje pojechałam do mojego taty do Holandii. Piękny kraj, piękni ludzie. Znajomi, których poznałam dopiero tam na miejscu zaprosili mnie na wypad nad jezioro. Co prawda na samym początku bardzo się ucieszyłam, a potem zaczęłam panikować. Jak to nad jezioro w tak piękną i gorącą pogodę? Będę się musiała rozebrać? Nie wzięłam stroju! Jaki mam kupić by najwięcej zakrył?
Chodziłam godzinami po sklepach, aż w końcu wpadł mi w oko piękny różowy dwuczęściowy strój kąpielowy, z długimi frędzlami na prawie cały brzuch. I kupiłam! Właściwie nie miałam wyjścia...
Pomysł na to wyjście bardzo spodobał się mojemu ojcu. Mało o mnie wie, bo nie zdaje sobie sprawy z wielu ważnych dla mnie wydarzeń, ale sam nie pamiętał kiedy ostatnio wyszłam nad wodę. Krzywiłam się przed lustrem, zasłaniałam blizny dłońmi, nakładałam nawet podkłady i kremy na zarysowane uda. Wyszłam! Położyłam się na kocu i...
... i nikt nie zauważył moich blizn. Może to przez rażące słońce, może przez te kremy, choć zapewne one zmyły się przy pierwszym wejściu do wody. Nikt na nie nie patrzył, nikt o mnie nie mówił. Wręcz przeciwnie- kilka osób nawet się do mnie uśmiechnęło.
Samoakceptacja jest do bani.
To nie jest tak, że któregoś dnia staniesz przed lustrem i powiesz sobie, że właściwie to jesteś piękna i się kochasz. Tak to nie działa, a przynajmniej w większości przypadków. Odrzucam radosne teksty Ewy Chodakowskiej, czy innej nad wyraz szczęśliwiej ze swojego życia trenerki "fit lifestyle". Moja nauka jest inna.
To, że mamy na swoim ciele pewne blizny, znamiona, podpisy przeszłości nie oznacza, że mamy je pokochać. Ja nie mam zamiaru tego robić. Dlaczego?
Owszem- to one mnie ukształtowały, pokazały czy jestem silną kobietą czy nie, ale to też one pozwoliły mi się poddać. Wcale nie muszę dbać o swoje wspomnienia, bo moją powinnością jest dbanie o siebie. Nie uważam, że przeszłość w pełni jest częścią mnie.
Przypuśćmy, że tak jest. JA składam się więc z małej cząstki teraźniejszości, jeszcze mniejszej przyszłości i wielkiej części przeszłości. Dlaczego więc jestem teraz radosna i dojrzewam? Po co się rozwijam przyjaźniąc się ze swoimi lękami i bólami?
Nie mów przeszłości "przepraszam".
Żałujemy w swoim życiu wielu rzeczy. Od błahego kupna za drogich butów, do ważnego odrzucenia kogoś bliskiego. Nie znam osoby, która nad czymś nie ubolewa. Tak to nasze życie jest skonstruowane.
Nie przepraszaj swojej przeszłości za własne błędy, nie mów jej, że jest Ci przykro. Krzyknij jej prosto w twarz: "dam sobie z tobą radę!".
Tylko niech podąża obok, by widziała jakie robisz postępy.
ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.
Widze, ze zycie cie nie rozpieszczalo, ale otwierajac sie i pokazujac ludzia swoje blizny pokazujesz jaka jestes silna i waleczna.
ReplyDelete