Pomiędzy własnym wyborem, a wyborami innych.


Kiedyś wierzyłam w słuszność wyborów innych. Jeśli ktoś wiedział co powinnam zrobić to zapewne miał rację. Robiłam jednak zupełnie na odwrót. Zawsze próbowałam postawić na swoim, nawet wtedy, kiedy wiedziałam, że popełniam kolejny błąd.

Lubiłam jednak robić komuś dobrze. Pokazywać od czasu do czasu, że potrafię być poukładana, odpowiedzialna. Przeszło.

Witaj świecie. 

Dopóki nie poszłam na studia starałam być się posłuszną córką i przyjaciółką. Szło mi mniej więcej tak jak Grzesiowi przenoszenie worku piasku. Ciężko. 

Za każdym razem kiedy mi się to nie udawało złe decyzje wracały do mnie z mocniejszą siłą. A ja dzięki niej czułam się bezwładna. To tak jakbyśmy w naszym życiu znaleźli własny punkt widzenia, którego nie widzą inni. Jakby nasza codzienność była przekształcana przez siłę Coriolisa. Coriolis-la-vie.

Jako dorosła zaczęłam uczyć się życia z innymi. W relacjach blisko-dalekich. Niby ograniczonych tylko ścianą, a jednak murem myśli. Początek zalany łzami, podlewany słonymi kroplami i wpieraniem sobie, że dam radę, był ciężki. Cięższy niż worek Grzesia z piaskiem.

Po wielu kłótniach zrozumiałam, że życie z obcymi ludźmi w mieszkaniu niewiele różni się od życia z rodziną. Kluczem do sukcesu jest rozmowa. Choć rozmawianie nie zawsze jest tak łatwe jak mogłoby się nam wydawać.


Prawo czy lewo? 

Czytając notki motywacyjne, posty o kochaniu siebie i hasła dostarczające nam niezwykłej ilości endorfin (a przynajmniej tak autor miał w planie), mam ochotę rzucić wszystko i robić to na co mam ochotę. Wiecie jaki jest problem? Że gdybyśmy zaczęli tak wszystkim rzucać, to większość ludzi w okół albo zostałaby z niczym, albo dostałaby w twarz z łopaty, czy kasy fiskalnej. 

I już wiem! Nie o to chodzi w życiu, by robić to co się lubi, ale to, co daje nam satysfakcję. I nie, wcale to się nie łączy. 

Wybierając studia nie zwracałam uwagi na to czy je polubię. Bardziej zastanawiałam się nad tym czy w ogóle pozwolą mi się odnaleźć w społeczeństwie. Dziś stoję po raz kolejny przed tym wyborem. Co dalej? 

Czy wybrać kierunek, który umożliwi mi rozwijanie pasji, czy wybrać ten, który łączy się z poprzednim? Czy nie można tego połączyć? 

Można! I to jak! Ale o tym wkrótce.

Tym postem dążyłam do pokazania samej sobie, że życie nie polega tylko na jednej drodze i jednym Fordzie Mondeo. O punktach kulminacyjnych i zmianach sytuacji wiem najlepiej, bo wiem wręcz wszystko. 

Wiem też, że to ode mnie zależy prędkość, a z niej wynika droga hamowania. Wiem, że to ja zmieniam biegi i- jako kierowca- mogę też przełączyć piosenkę w radiu. 

To ja trzymam ręce na kierownicy swojego życia. Może nie za piętnaście trzecia, tak jak to mówią podręczniki, może czasem nawet i jedną ręką. Może zdarza mi się skręcać samochodem trzymając kierownicę tylko wewnętrzną stroną dłoni. 

Lubię ryzyko na drodze, a jeszcze bardziej ryzyko w życiu.



ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH. 

Comments