Kiedyś uważałam, że żarty o teściowej wcale nie są śmieszne. Że niby żmija, że niby warta piątego przykazania. Zawsze trafiałam na chłopaków, których matki obdarowywały mnie prezentami częściej niż ich synowie. Dlaczego? Bo wiedziały, że nie zostanę synową.
Wiecie jak to jest, kiedy po długich latach wychowywania ptaszęta uciekają z gniazda? To jest tak, jakby jedyna firma, w której jesteście menadżerem, postanowiła podziękować wam za współpracę. To boli. Boli też finansowo, bo życie studenta wcale nie wygląda tak jak na obrazkach przekazujących jak przetrwać za 20 zł tygodniowo. Oczywiście jeśli dziecko zdecyduje się na dalszą edukację. Jeśli nie i postanowi rozpocząć własną przygodę zwaną rodziną zaczynają się schody, bo pojawia się ona- synowa.
Pełna własnych zasad, nakazów i zakazów. Mająca własny kodeks, w którym opisana jest każda granica, jakiej partner nie powinien przekraczać. I własną preambułę, uczącą go jak ważny jest związek i na którym miejscu powinien stawiać swą kobietę.
Na początku to nic takiego. Każdy przecież jest wychowywany w innej kulturze prawnej i na innych sposobach wychowawczych. Problemy pojawiają się kiedy dochodzi do spotkania dwóch adwokatów z różnymi kodeksami w rękach- matki i partnerki.
Jedna drugiej co prawda wprost nie powie, że coś się jej nie podoba, ale wszyscy doskonale znamy te docinki, uwagi, skromne wytykanie błędów. I w tym wszystkim biedny on, syn i przyszły mąż.
Na razie jest stabilnie. Chłopak słucha towarzyszki życia w mieszkaniu, a w domu rodzinnym stara się być posłuszny mamusi.
Wybuch nieporozumień zaczyna się wtedy, gdy przeważa miłość matczyna (czyli ta najpiękniejsza i najoczywistsza) nad miłością wtórną, przyswojoną. I tu moje drogie przyszłe mężatki trzeba wprowadzić sposób.
Sposób na teściową.
Być miłą, uczynną, pracowitą. Z matką się nie wygra, a przecież nowe metody pedagogiczne można ćwiczyć na wybranku w domu.
ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.
Comments
Post a Comment