Gdy zapytacie randomową osobę w Polsce z czym kojarzy jej się Holandia, to z pewnością odpowie, że z tulipanami, rowerami, albo z ziołem. Mi natomiast Holandia kojarzy się ze spokojem, ciszą i wolnością. I dziwnym, wręcz totalnym kontrastem.
PO PIERWSZE: DROGA DO CELU
Podróżowanie po Holandii, która jest dość małym państwem, w której przejazd z jednego końca na drugi nie zajmuje aż tak dużo czasu, jest wręcz przyjemnością. Drogi są tu długie, szerokie, dobrze oznakowane. Wszystko tak jak powinno być.
Ja, jako kierowca niedzielny, albo inaczej - tramwajowy, bo znacznie więcej czasu spędzam w tramwajach: 4, 8, 24, niż w samochodach: Ford, Opel, Fiat, częściej przesiaduję na miejscu pasażera. Koniecznie z przodu, bo z tyłu robi mi się niedobrze.
Podziwiam wtedy wszelkie widoki. I największym dla mnie zdziwieniem od zawsze są tutejsze krowy i konie. Jestem ze wsi, owszem, ale nigdy nie wpadłabym na to, że nasze polskie krówki spokojnie siedziałyby na trawce kilka metrów od drogi szybkiego ruchu. Tak jest w Holandii.
PO DRUGIE: STAROŚĆ
Obecnie mieszkam w tej części Holandii, którą najbardziej polubiły starsze osoby. Mają tu istną starczą gminę. Przez to więc na początku kraj ten kojarzyłam z sędziwością.
Kilka dni temu umówiłam się z moim przyjacielem na dworcu. Przyjechałam wcześniej, odbiłam swoją OV-chipkaart i usiadłam na ławce czekając z niecierpliwością. Podszedł do mnie nagle chłopak. Mocne 7/10. Niewysoki blondyn o rozkojarzającym uśmiechu. Porozmawialiśmy o Polsce, o nazwach miast holenderskich, których nadal nie potrafię powtórzyć i o Krakowie, bo okazało się, że chłopak był u nas na jakimś kursie studenckim.
Było naprawdę całkiem miło, dopóki blondasek nie zapytał o wspólną podróż do Amsterdamu, bo podobno wyglądam na imprezowiczkę. Wtedy przeszedł mnie strach i - choć rzadko to się zdarza - zaświeciła mi się przysłowiowa żarówka w głowie, światełko w tunelu. Skłamałam, że mój przyjaciel już przyjechał i muszę uciekać. Uciekłam. Opowiadając później innym dowiedziałam się o kradzieży nerek, o mafiach rusko-chińskich, o narkotykach i tańcu na czerwonej ulicy.
Czasem warto uciekać.
PO TRZECIE: STYL
Holandia ma moc rozkochiwania innych w swoim wyglądzie. Rzędy takich samych domków rodzinnych, wielkie, wyremontowane kamienice, piękne ogródki, zielone parki, długie ścieżki rowerowe. I plastikowe psy.
Autentycznie. Holendrzy lubią tandetę. Lubią jak coś jest słodkie i plastikowe. Jak szeleści, oddaje odgłosy i odznacza się kolorem.
Jak potrafię zrozumieć krówki przy drodze (ciężko, ale jednak), tak nie zrozumiem fenomenu ogródkowych posągów przedstawiających zwierzęta.
PO CZWARTE: STRACH
Do Morza Północnego mamy stosunkowo dość krótką drogę, a przecież jest to główny punkt na liście wakacyjnej. Ciepła woda, przyjemny piasek, muszelki.
Siadłam więc wieczorem na ręczniku, obok mnie usiadł pies Wiktor, w wodzie pływał tata, a ja zamiast cieszyć się chwilą postanowiłam zacząć martwić się o wszystko. O wpis na studia: czy Filip ogarnie zasady UJ'tu? O magisterkę: czy dam radę? Martwiłam się nawet o to, czy wystarczająco dużo zeszytów kupiłam i czy zdążę kupić prezent dla Kuby na urodziny,
WSZYSTKO stało się nagle tak strasznie uciążliwe i przerażające, że zamknęłam oczy i pomyślałam: kurde, jestem w Holandii, nie w Polsce. Miałam tam zostawić stres i strach.
Otworzyłam je i zobaczyłam Wiktora, który biegnie w moją stronę z ukradzioną piłeczką do tenisa. Uśmiechnęłam się i wszystko odeszło.
Śmiech uratował mi wieczór.
Życie na spinie jest częścią mnie. Gdyby jakikolwiek chirurg chciał teraz wykonać mi operację serca, otworzyłby mnie delikatnie i usłyszał ze środka głośny krzyk.
Życie na spinie ode mnie nie odejdzie, nieważne gdzie jestem i z kim spędzam czas.
Życie na spinie nie jest do zapomnienia, nie jest do przezwyciężenia, jest do przyzwyczajenia i zasłonięcia uśmiechem. Proste.
PS: Po przeczytaniu książki Kasi Nosowskiej zrozumiałam ten tekst o wiele lepiej. Polecam wam. Książkę i piosenkę.
ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.
Comments
Post a Comment