Nierzadko mam wrażenie,
że moje życie na spinie przechodzi na innych. Że i oni, tak jak i ja, czasem
nie wytrzymują i zaczynają panikować. Opowiem wam więc kilka krótkich anegdotek
o tym jak widzę spinę u innych.
SNAPCHAT
W którymś już
udostępnionym poście, a nie wszystkie są udostępniane, bo czasem podgryzają mnie
wyrzuty sumienia, zaznaczyłam sytuację Snapchata. Jako aplikacja mocno
łączy i buduje, jako porno jest łatwo dostępna.
Mam kilku znajomych o
płci męskiej, nie kryję się z tym, nigdy się nie kryłam. Nawet nie staram się
zatuszować faktu małej ilości koleżanek, bo inne mnie nie lubią. Ja ich też.
Ci
znajomi zazwyczaj, tak powiedzmy w osiemdziesięciu procentach mają Snapa. Mają
również koleżanki, które chętnie wysyłają im zdjęcia w samym ręczniku, w
bieliźnie, albo sauté. Znajomi nie piszą im wówczas:
nie rób tego, szanuj swoje piękne ciało. Wysyłają emotkę z serduszkami zamiast
oczu, albo z wywieszonym językiem. Koleżanki więc wysyłają więcej i więcej,
mocniej i ładniej. Spinają swoje mięśnie, usta. I swoje chęci.
SZKOŁA
Bardzo dużo wykładowców ma system podpowiadania. Podpowiadają oni
studentom przede wszystkim to, żeby się z nimi nie kontaktować kiedy są w domu,
bo mają rodziny.
Siedząc ostatnio na UJOTowskim korytarzu usłyszałam, cytuję, bo warto: te
wywiadówki nie są dla mnie komfortowe, wręcz mnie wyniszczają emocjonalnie.
Rodzic też się ciągle spina, bo dziecko musi mieć „to coś”. Rodzica,
który je słucha w weekendy i kogoś, kto pójdzie na wywiadówkę posłuchać jak
małolat pięknie się uczy, a jak pięknie śpiewa!
DWORZEC GŁÓWNY
Na dworcu czasem jak w psychiatryku. Ludzie strasznie panikują, bo może
uciec autobus, bo nie będzie miejsca w pociągu, bo się jakieś dziecko zgubi.
Wsiadłam kilka tygodni temu do Szwagropola. Zajęłam sobie miejsce, rozłożyłam
przenośny internet, laptopa, ładowarkę, torbę i mnóstwo innych rzeczy, które
zawsze biorę, a ich nawet nie używam.
Wyobraźcie sobie teraz dworzec, który jest jednym wielkim zegarem. Gdzie
nie popatrzycie możecie zauważyć obecną godzinę. Wtem do kierowcy podchodzi
kobieta z krzyczącym dzieciakiem i pyta o godzinę odjazdu. Tu spina była o tyle
groźna, że mimo godziny wyświetlonej na co najmniej trzech wielkich tablicach,
matka tak skupiła się na dziecku, że nie ogarnęła podniesienia głowy ponad jego
mały wzrost.
SPINA OGÓLNA
Zdarza mi się być egoistką i myśleć, że moje „życie na spinie”, oprócz tego, że sama wymyśliłam sobie to pojęcie, należy tylko do mnie i nikt nie ma prawa żyć tak jak ja. Otóż, moi drodzy, każdy z was czasem odczuwa taką spinę jak ja i tak samo panikuje, może mniej może bardziej.
Lubię
jeść, naprawdę. Ale nie tak jak niektórzy, że niby lubią, a jedzą jeden obiad w
ciągu dnia. O nie. Ja lubię konkretnie zjeść. Nie boję się wątróbki, flaczków,
kaszanki, surowego mięcha, albo ryb. Och i pizzę! Pizzę każdą, choć tej z
ananasem…
Z
życiem na spinie jest tak jak z jedzeniem pizzy. Macie pizzę pięćdziesiątkę. Jak
zjecie ją sami to jesteście zmuleni, słabi, zapchani. Jak zjecie ją z drugą
osobą, to i pogadacie, i pośmiejecie, i pojecie. A może i piwko, albo winko się
trafi.
Dzielcie
się trudnościami, to żaden wstyd.
ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.
Comments
Post a Comment