...Bo nie muszę.
Zadzwoniła do mnie moja kochana przyjaciółka z lat dziecięcych. Kiedyś, jak mieliśmy w domu rodzinnym telefon stacjonarny, to rozmawiałyśmy godzinami. Tak długo, że aż kabel od tego telefonu się rozciągał i spokojnie w jego sprężyny mogłam powsadzać wszystkie dostępne wokół długopisy i ołówki. Miałyśmy do siebie mniej więcej 4 minuty pieszo, ale chyba czułyśmy się dojrzalsze rozmawiając przez stacjonarny. Wiecie, jak w filmach o biurach.
Teraz jedyny stacjonarny telefon to ten od domofonu, więc gdybyśmy chciały znów tak porozmawiać, to Karolina musiałaby przejechać jakieś 90 km.
Zadzwoniła więc na telefon komórkowy i dokładnie tak jak kilkanaście lat temu, rozmawiałyśmy i rozmawiałyśmy... Cenię ją szczególnie za to, że potrafi ciągnąć rozmowę tak, aby nie była ani nudna, ani przesadzona. Jest wręcz idealna.
Pytała jak życie i w jej głosie usłyszałam dokładnie to samo co w swojej głowie. Że kurwa mamy dość.
Jedno jest pewne - moją ulubioną porą roku jest wiosna, a słońce jak nikt i jak nic poprawia samopoczucie. Nawet na małym balkonie.
Na tym, na którym właśnie siedzę. Jest 20:33 (06.04.2020), ja zawinięta w kocyk piję ciepłą herbatę z cytryną. W tle marcują się koty. Czy im zazdroszczę? Może trochę. Czy współżycie na świeżych łąkach jest zabronione? Nie wiem.
Ale zakończmy to, bo czytają mnie dorośli ludzie.
NORMY SPOŁECZNE
Nie wiem jak wy, ale ja notorycznie w głowie mam myśl o tym jak bardzo wkurza mnie Polska. Kocham ten kraj za lasy i łąki umajone, za rzeki, stawy, jeziora, góry i morze. Ale tak strasznie wkurzają mnie ludzie, ich wydziwiane kłótnie i te normy społeczne.
Wiadomo, lecę według ogólnie przyjętych zasad. Bo mam kogoś z kim mogę zaplanować przyszłość. Trochę nie po katolicku śpimy w tym samym łóżku, korzystamy z tego samego prysznica. Jak już jednak wszyscy zdążyliśmy się zorientować, do ślubów i dzieci podchodzę bardzo sceptycznie.
Od słowa do słowa, grosik do grosika, wychodzi, że do większości norm podchodzę sceptycznie. Zawsze pod prąd i z piaskiem w oczy...
BO NIE MAM PIENIĘDZY
Dzieci, bez względu na wiek, są dzikimi pochłaniaczami pieniędzy. Rynek zabawek dla maluchów jest gigantyczny. A jedzenie w słoiczkach?! To tak, jakby ledwo co urodzony codziennie jadł w dobrej restauracji.
Żeby wychować w dzisiejszych czasach fajnego człowieka trzeba mieć za plecami pochowane mnóstwo złotówek. Na tyle dużo, aby po piętnastu latach młody nie przyszedł i nie powiedział, że musi iść do psychologa, bo jego rodziców nie było stać na najnowszego ajfona za 4 koła, gdy on był w podstawówce. Za moich czasów...
BO CENIĘ SOBIE SPOKÓJ
Lubię sobie wieczorem poleżeć w łóżku sama, poczytać książkę, poprzeglądać internet. Niekoniecznie martwić się, czy mój pierworodny wrócił już z imprezki czy nie. Chapeau bas dla moich rodziców. I dla waszych rodziców. I rodziców waszych i naszych rodziców.
Jak rodzisz dziecko to automatycznie przyjmujesz pozę wikinga. Stoisz na czele jego bezpieczeństwa, aż w końcu on idzie na studia i mówi: cześć, wyprowadzam się, nie będziesz wiedzieć co robię.
A Ty nadal się martwisz. I tak do śmierci.
BO WIEM JAKA BYŁAM NIEZNOŚNA
A najgorsze jest to, że już wiem jaki nieznośny był mój niemąż. Połączenie dwóch upartych, walczących o swoje rodziców, nie może przynieść nic innego, jak małego pokemona, który całymi dniami i nocami będzie krzyczał, płakał i rzucał się o wszystko.
Jak to czasem nazywamy: będzie szukał przypierdolki. Żeby się przypieprzyć do rodziców, że on nie ma jakiegoś karabinu snajperskiego do ASG, albo dobrego aparatu fotograficznego.
Jeśli faktycznie dzieci dziedziczą większość cech po rodzicach, a po sobie i swoich dawcach życia widzę, że ma to sens, to mamy strasznie przerąbane.
BO NIE WIEM CZEGO MOGŁABYM JE NAUCZYĆ
Moja siostra chodziła na szkołę rodzenia. I tam pani pielęgniarka powiedziała, że mamy dziwne czasy, bo rodzice wydają na dziecko miliony monet, a nie potrafią śpiewać kołysanki.
Tu was zaskoczę! Do dziś pamiętam jak moja Matka Agatka śpiewała mi "Na Wojtusia z popielnika", albo "Był sobie król, był sobie paź i była też królewna". Pamiętam też jak mój Ojciec Prezes kazał mi czytać "Pinokio". Przez wiele lat myślałam, że chciał już powoli budować moje wykształcenie. No i jak to w moim życiu bywa- po dwudziestu latach dowiedziałam się, że po prostu nie chciało mu się czytać.
Także wiem co dziecku zaśpiewać, wiem co mu poczytać, wiem jak zrobić go w bambuko i jednocześnie podbudować jego ego. Ale co dalej? Hm...
BO CHCĘ MIEĆ DZIECI PÓŹNIEJ
Słyszycie to? Chyba jakiś wulkan wybuchnął. A nie, to tylko kamień spadł z serca matkom i babciom z naszych dwóch rodzin.
Chciałabym, żeby moje dzieci miały ciepły dom, pyszne jedzenie, możliwości, o których nawet my moglibyśmy teraz marzyć. A przede wszystkim- żeby mogły przyjść i zapytać mnie o poradę życiową. Taką prawdziwą, autentyczną. Bo o ile w moich koleżankach matkach widzę miłość i zrozumienie do potomstwa, tak u siebie... jakby nie do końca.
Jak już moje dziecko będzie miało 18 lat, to mu szczerze powiem, że się nie śpieszyłam z rozrodem, bo chciałam, żeby miało idealne życie.
Idealne życie na miarę wkurzonego pokemona.
PS: Na ten moment wystarczy mi siostrzenica. Tak, zostałam w końcu ciocią!
ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.
Teraz jedyny stacjonarny telefon to ten od domofonu, więc gdybyśmy chciały znów tak porozmawiać, to Karolina musiałaby przejechać jakieś 90 km.
Zadzwoniła więc na telefon komórkowy i dokładnie tak jak kilkanaście lat temu, rozmawiałyśmy i rozmawiałyśmy... Cenię ją szczególnie za to, że potrafi ciągnąć rozmowę tak, aby nie była ani nudna, ani przesadzona. Jest wręcz idealna.
Pytała jak życie i w jej głosie usłyszałam dokładnie to samo co w swojej głowie. Że kurwa mamy dość.
Jedno jest pewne - moją ulubioną porą roku jest wiosna, a słońce jak nikt i jak nic poprawia samopoczucie. Nawet na małym balkonie.
Na tym, na którym właśnie siedzę. Jest 20:33 (06.04.2020), ja zawinięta w kocyk piję ciepłą herbatę z cytryną. W tle marcują się koty. Czy im zazdroszczę? Może trochę. Czy współżycie na świeżych łąkach jest zabronione? Nie wiem.
Ale zakończmy to, bo czytają mnie dorośli ludzie.
NORMY SPOŁECZNE
Nie wiem jak wy, ale ja notorycznie w głowie mam myśl o tym jak bardzo wkurza mnie Polska. Kocham ten kraj za lasy i łąki umajone, za rzeki, stawy, jeziora, góry i morze. Ale tak strasznie wkurzają mnie ludzie, ich wydziwiane kłótnie i te normy społeczne.
Wiadomo, lecę według ogólnie przyjętych zasad. Bo mam kogoś z kim mogę zaplanować przyszłość. Trochę nie po katolicku śpimy w tym samym łóżku, korzystamy z tego samego prysznica. Jak już jednak wszyscy zdążyliśmy się zorientować, do ślubów i dzieci podchodzę bardzo sceptycznie.
Od słowa do słowa, grosik do grosika, wychodzi, że do większości norm podchodzę sceptycznie. Zawsze pod prąd i z piaskiem w oczy...
BO NIE MAM PIENIĘDZY
Dzieci, bez względu na wiek, są dzikimi pochłaniaczami pieniędzy. Rynek zabawek dla maluchów jest gigantyczny. A jedzenie w słoiczkach?! To tak, jakby ledwo co urodzony codziennie jadł w dobrej restauracji.
Żeby wychować w dzisiejszych czasach fajnego człowieka trzeba mieć za plecami pochowane mnóstwo złotówek. Na tyle dużo, aby po piętnastu latach młody nie przyszedł i nie powiedział, że musi iść do psychologa, bo jego rodziców nie było stać na najnowszego ajfona za 4 koła, gdy on był w podstawówce. Za moich czasów...
BO CENIĘ SOBIE SPOKÓJ
Lubię sobie wieczorem poleżeć w łóżku sama, poczytać książkę, poprzeglądać internet. Niekoniecznie martwić się, czy mój pierworodny wrócił już z imprezki czy nie. Chapeau bas dla moich rodziców. I dla waszych rodziców. I rodziców waszych i naszych rodziców.
Jak rodzisz dziecko to automatycznie przyjmujesz pozę wikinga. Stoisz na czele jego bezpieczeństwa, aż w końcu on idzie na studia i mówi: cześć, wyprowadzam się, nie będziesz wiedzieć co robię.
A Ty nadal się martwisz. I tak do śmierci.
BO WIEM JAKA BYŁAM NIEZNOŚNA
A najgorsze jest to, że już wiem jaki nieznośny był mój niemąż. Połączenie dwóch upartych, walczących o swoje rodziców, nie może przynieść nic innego, jak małego pokemona, który całymi dniami i nocami będzie krzyczał, płakał i rzucał się o wszystko.
Jak to czasem nazywamy: będzie szukał przypierdolki. Żeby się przypieprzyć do rodziców, że on nie ma jakiegoś karabinu snajperskiego do ASG, albo dobrego aparatu fotograficznego.
Jeśli faktycznie dzieci dziedziczą większość cech po rodzicach, a po sobie i swoich dawcach życia widzę, że ma to sens, to mamy strasznie przerąbane.
BO NIE WIEM CZEGO MOGŁABYM JE NAUCZYĆ
Moja siostra chodziła na szkołę rodzenia. I tam pani pielęgniarka powiedziała, że mamy dziwne czasy, bo rodzice wydają na dziecko miliony monet, a nie potrafią śpiewać kołysanki.
Tu was zaskoczę! Do dziś pamiętam jak moja Matka Agatka śpiewała mi "Na Wojtusia z popielnika", albo "Był sobie król, był sobie paź i była też królewna". Pamiętam też jak mój Ojciec Prezes kazał mi czytać "Pinokio". Przez wiele lat myślałam, że chciał już powoli budować moje wykształcenie. No i jak to w moim życiu bywa- po dwudziestu latach dowiedziałam się, że po prostu nie chciało mu się czytać.
Także wiem co dziecku zaśpiewać, wiem co mu poczytać, wiem jak zrobić go w bambuko i jednocześnie podbudować jego ego. Ale co dalej? Hm...
BO CHCĘ MIEĆ DZIECI PÓŹNIEJ
Słyszycie to? Chyba jakiś wulkan wybuchnął. A nie, to tylko kamień spadł z serca matkom i babciom z naszych dwóch rodzin.
Chciałabym, żeby moje dzieci miały ciepły dom, pyszne jedzenie, możliwości, o których nawet my moglibyśmy teraz marzyć. A przede wszystkim- żeby mogły przyjść i zapytać mnie o poradę życiową. Taką prawdziwą, autentyczną. Bo o ile w moich koleżankach matkach widzę miłość i zrozumienie do potomstwa, tak u siebie... jakby nie do końca.
Jak już moje dziecko będzie miało 18 lat, to mu szczerze powiem, że się nie śpieszyłam z rozrodem, bo chciałam, żeby miało idealne życie.
Idealne życie na miarę wkurzonego pokemona.
PS: Na ten moment wystarczy mi siostrzenica. Tak, zostałam w końcu ciocią!
ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.
Comments
Post a Comment