Za młodzi na dzień, za starzy na noc


Update - 6 strat w 4 lata. Kruszymy się. Czy człowiek się przyzwyczaja? Nie. A czy przeżywa to inaczej? A i owszem. Ale dziś nie o tym. 

Muszę się do czegoś przyznać. W obecnych czasach może być to trochę kontrowersyjne, ale nie mam innego wyjścia. 

Zostałam stworzona do życia w weekendy. Wolne poranki z wielkimi i pysznymi śniadaniami, z kawusią na balkonie, z moim własnoręcznie (może też rodzinnie, ok, nie biorę wszystkich zasług dla siebie) zaprojektowanym kultem zapierdolu sprzątania. To jest życie! 

To niby dość logiczne, że dni w tygodniu pracującym wyglądają zupełnie inaczej. Ale też nieco zaskakujące, że wtedy mam inny rodzaj energii. Weekendowa energia składa się z kilku komponentów - wypuszczenia emocji na zewnątrz podczas ww. zapierdolu sprzątania, a potem wychillowania, wyrelaksowania, bez wyrzutów sumienia, choć i one czasami, ale już rzadziej, próbują się przebić do mojego umysłu. 

W tygodniu podstawą energii jest produktywność, czasem pozytywna, czasem negatywna, przez którą nie mogę odopocząć. 

Nic dziwnego więc, że zaraz po dłuuugim wolnym (nie mam tu na myśli braku rocznego zaangażowania w tego bloga) wracam ja. Zasiadłam na kanapie i włączyłam komputer nie po to, żeby pograć w Simsy. 

U schyłku 20-lecia

Jestem w takim dziwnym wieku, że część moich znajomych to single mieszkający w wynajmowanym lokum, z wieczornym piwkiem i grą. Część jest już po ślubie, ale uważa, że to za wcześnie na inne deklaracje. Część ma własne mieszkanie lub ma je na spółkę z bankiem. Część wychowuje już własne potomstwo lub dzieci swoich partnerów z wcześniejszych związków. Niektórzy mówią, że ich zwierzęta są jedynymi słusznymi pociechami. A niektórzy połatali już serce po rozwodzie. 

Trochę po dwudziestce, a zaraz przed trzydziestką. 

Jesteśmy za młodzi i za starzy jednocześnie. 

Jesteśmy za młodzi na sen przed 22, ale za starzy na spanie mniej niż 8 godzin. 

Jesteśmy za młodzi na kłótnie w SoMe, bo cringe i za starzy na wściekły komentarz, który może zobaczyć szef.

Jesteśmy za młodzi na niewychodzenie w piątek na miasto, ale za starzy na sobotniego kaca giganta. 

Kondycję oceniamy wysoko, ale jak coś łupnie w kręgosłupie, to szukamy fizjoterapeuty na Znanym Lekarzu. 

Mamy ulubiony palnik, patelnię i łopatkę do jajek sadzonych, ale nie mamy ulubionego miejsca na świecie. No chyba, że to, które widzieliśmy na ostatnich wakacjach. 

Jesteśmy porządni, ale zdarza nam się zasnąć z nieumytymi zębami. 

Mamy ubrania w stylu eleganckim, casualowym, boho i streetwearowym, ale czasem nie myjemy włosów i nakładamy na nie tonę suchego szamponu. 

Jesteśmy poukładani, ale te śmieci, które miały być wyrzucone dwa dni temu, jeszcze nie śmierdzą. Poczekają. 

Mamy najnowsze odkurzacze automatyczne, Thermomixy, Dysony, ale przy mocno wytężonym wzroku można zauważyć na nich taflę kurzu. 

Chodzimy na siłownię, na której wyciskamy siódme, ósme i nawet dziewiąte poty, ale wracamy Uberkiem. Ze zniżką, oczywiście. 

Jesteśmy za młodzi na niepoznawanie nowości technologicznych, ale za starzy na przyznanie się do grania w Simsy od 20 lat. Ekhm. 

Starzy dwudziestoletni. Ach, jaki to piękny wiek. 

Piękni ludzie

Wchodzę na swojego maila dość regularnie. To "dość" jest tutaj kluczowe. Okej, spójrzmy prawdzie w oczy - wchodzę na niego tylko wtedy, gdy dostaję maila od osoby, z którą utrzymuję kontakt. Biznesowy, czy nie - utrzymuję. 

Tym razem weszłam i postanowiłam usunąć niepotrzebne maile. Zauważyłam tytuł "Zuzanna! Czy wśród Twoich postanowień noworocznych...". Nie. Klikam, usuwam. Brawo, folder nieodczytane jest już pusty. 

Nie mam postanowień noworocznych. Choć może sama siebie okłamuję. Mam życzenia noworoczne, chęci i wiarę w 2025 rok. 

Chciałabym, aby ci, którzy byli przy mnie w 2024 roku, nadal odsłuchiwali moich głosówek, a te są niezwykle ciekawe. To nie tak, że jestem nieskromna, po prostu nagrywam je w różnych stanach emocjonalnych. Od ogromnego szczęścia, aż po przeklinanie w złości. Nigdy nie wiedzą, co im się dziś trafi. Forrest Gump porównywał życie do pudełka czekoladek. Ja porównuję moje wiadomości. Taki mamy klimat! 

Chciałabym, żeby ci sami ludzie przyjeżdżali na herbatkę i chipsiki. 

Chciałabym, żeby Niemąż przychodził do domu szczęśliwy. 

I chciałabym słuchać mniej marszy pogrzebowych, a więcej tych ślubnych. Mimo że dla niektórych oznacza to dokładnie to samo. 

Pięknych ludzi życzę sobie i wam. Bajla. 

ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH. 




Komentarze

  1. Miło się czytało, trafne spostrzeżenia na życie. Oby więcej ślubów

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle połknęłam w minutę jak uszka z grzybami w wigilijnym barszczyku. Ja też życzę Ci żebyś slyszala więcej Mendelsona niż ,anielski orszak niech twa duszę przyjmie...sobie też tego życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tymi marszami to właśnie tak jest. Mnie dobija ta przemijalność. Jeszcze nic w życiu nie zrobiliśmy a kredki juz powoli trzeba pakować.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz